Niniejszy artykuł nie ma, absolutnie, na celu krytyki wstawienia bezzałogowców do pułków artylerii. Skoro zostało postanowione, to zapewne były ku temu podstawy. Ba…. pomysł jest tak ciekawy, że trudno się oprzeć jego twórczego rozwinięcia. Oto właśnie dobiegają swoich lat w lotnictwie śmigłowce Mi-2. Skoro dożywają lat w lotnictwie, to może w jednostkach artylerii, znalazłyby drugą młodość. Wszak od niepamiętnych czasów, służą one min. do kierowania ogniem artylerii. Zdaje się, że istnieją nawet na ten temat zapisy w artyleryjskich instrukcjach i programach szkolenia. Wstawienie po jednym śmigłowcu do pułku artylerii, poprawiłoby wydatnie zdolności rażenia. Załogi można rekrutować na tych samych zasadach co załogi dronów. A przecież na potrzeby ognia artylerii mogą działać także siły specjalne. Czy nie zasadnym byłoby przesunąć choćby jeden zespolik, w struktury pułku artylerii? Żeby uzupełnić powstałą w ten sposób lukę w wojskach specjalnych, a jednocześnie poprawić ich zdolności do współpracy na polu walki, można dać im armato-haubice Dana, które po Afganistanie, będą miały w perspektywie monotonię rutyny szkoleniowej w kraju.
A w ogóle, to czy gdzieś jest napisane, że siły zbrojne to machina wojenna, która opiera się na podziale ról, a tym samym skutkuje istnieniem różnych rodzajów jednostek, sił i środków? Jeśli nie, to czy nie można by sobie pozwolić na eksperyment, że wszyscy zajmują się wszystkim? Jeśli się nie sprawdzi, to wrócimy do starego modelu, ale nikt nie powie, że nie próbowaliśmy. A koszty…? Co nam koszty, jeśli zmieścimy się w limicie.