Kiedy spojrzymy na współczesne bezzałogowce/drony, w pewnych klasach sprzętu rzuca się w oczy jeden, wymowny, wspólny element. Porównajmy Reapera, Global Hawka, Ankę, Shadow-200, Barracudę, Hermesa 900, Aerosonde. Jaki wspólny element występuje w tych konstrukcjach? Racja! Kształt usterzenia. We wszystkich powyższych oraz wielu innych zastosowano usterzenie motylkowe. Inaczej nazywane usterzeniem Rudlickiego. Wspomnijmy człowieka, którego wynalazek jest powszechnie stosowany w lotnictwie bezzałogowym?
Część odpowiedzi dostarcza Wikipedia. Nawiasem mówiąc, ciekawym jest porównanie szczegółowości opisu na polskiej i angielskiej Wikipedii – cudze chwalicie swego nie znacie.
Urodzony w Odessie. Jako pilot lotnictwa rosyjskiego brał udział w I wojnie światowej. Walczył i wykonywał zadania zwiadu fotograficznego. Dwukrotnie zestrzelony – przeżył. Po epopei podróży przez Syberię, Chiny, Singapur znalazł się we Francji, gdzie zaciągnął się do lotnictwa Błękitnej Armii. W 1919 roku znalazł się w Polsce wraz ze sztabem gen. Hallera. Dwa lata później rozpoczął studia w Wyższej Szkole Lotniczej w Paryżu. Z uzyskaniem dyplomu wiąże się projekt samolotu przygotowany z taką dokładnością, że na jednym z rysunków pojawia się papier toaletowy widoczny przez uchylone drzwi toalety dla pasażerów. Zdaje z wyróżnieniem. Po powrocie do kraju znajduje pracę w Instytucie Badań Technicznych Lotnictwa (obecnie Instytut Lotnictwa). W 1926 roku zaczyna pracę w pierwszej polskiej wytwórni samolotów Plage & Laśkiewicz (P&L) w Lublinie. Dynamika zakładów pod nowym kierownictwem sprawia, że średnia częstotliwość wypuszczania nowego modelu samolotu wynosi jeden na rok. Prace biura konstrukcyjnego doprowadzają do stworzenia samolotu Lublin. Samolot ten produkowany był w różnych wersjach, w tym także na pływakach. Samolot wchodzi na uzbrojenie Wojska Polskiego.
W roku 1935 ogarnięty swoją chorą wizją gen. Rayski, doprowadza do cofnięcia zamówienia na samoloty Lublin R.XIIIF. Powoduje to postawienie wytwórni Plage & Laśkiewicz w stan upadłości. Rudlicki nie otrzymuje propozycji pracy w nowo-powstałej Lubelskiej Wytwórni Samolotów. Na dodatek dostaje wilczy bilet i zmuszony jest porzucić lotnictwo. Kłopoty zakładów zaczęły się już 1933, kiedy dyrektorem został płk Józef Zajączkowski. Ten ruch praktycznie zablokował działalność innowacyjną w przedsiębiorstwie. Zajączkowski, spętany rozkazami, ukierunkowuje wysiłek zakładów na zaspokajanie wizji lotnictwa reprezentowanego przez przełożonych z Departamentu Aeronautyki Ministerstwa Spraw Wojskowych. Tymczasem za zachodnia granicą, w roku upadku P&L (1935), w powietrze wzbił się całkowicie metalowy samolot myśliwski z chowanym podwoziem, który cztery lata później będzie masakrował na ziemi i w powietrzu przestarzałe polskie lotnictwo wojskowe.
Rudlicki zmobilizowany w 1939 roku do Bazy 4 Pułku Lotniczego, przebył drogę przez Rumunię do Francji. Skierowany do zakładów Poteza w Casablance. Po klęsce Francji trafił do Wielkiej Brytanii do zakładów Burtonwood Repair Depot. Jego wkład w zwycięstwo aliantów, to dłuższa opowieść. Tutaj wspomnijmy tylko automatyczny wyrzutnik bomb, dzięki któremu samoloty alianckie torowały drogę wojskom naziemnym.
Usterzenie Rudlickiego powstało w szczytowym okresie rozwoju tj. pod koniec lat dwudziestych. Jednocześnie eksperymentował z chowanym podwoziem.
Dlaczego w ogóle wspominać o Jerzym Rudlickim? W dzisiejszej dobie Polska jest przykładem kraju o wielkich możliwościach, niespożytej energii i nowatorskim podejściem do rozwiązywania problemów. Dodatkowo trafiliśmy na czas rewolucji robotycznej, bez „dziedzicznych obciążeń” tak charakterystycznych dla Starej Europy. I dlatego, bardziej niż kiedykolwiek, potrzeba dzisiaj wzorców związanych z dobrą, inżynierską, robotą. Jednocześnie, w trwającym pędzie ku tzw. obronności (gdzie hołubiony jest ten kto pokaże się w mundurze i repliką broni), musi zostać utrzymana równowaga pomiędzy tymi, którzy widzą przyszłość w walce i tymi którzy widzą ja w budowaniu.
Po odkryciu Żołnierzy Wyklętych z pewnością pojawi się niedługo moda na wpychanie w to pojęcie ludzi, którzy absolutnie na to nie zasługują. Znajdą się tacy, którzy zechcą wyzyskać powyższe miano dla wszelakiej maści złodziei, pospolitych bandytów i zwykłych zbrodniarzy.
Z drugiej strony obserwuje się sztuczne nadymanie punktu widzenia, że prawdziwie szykują się do obrony tylko Ci, którzy biegają z pomalowana twarzą po lesie, strzelając do siebie plastikowymi kulkami. Taki „syndrom Dywizjonu 303”, gdzie 99 % zajmują opisy czynów pilotów, a tylko 1 % został poświęcony ludziom bez których nie byłoby żadnego zestrzelenia tj. mechanikom lotniczym. Jerzy Rudlicki jest postacią w pewien sposób tragiczną. Żołnierz, utalentowany konstruktor, wyrzucony z pracy w imię wizji, która stała się składową klęski wrześniowej, właściciel rewolucyjnego patentu z którego został okradziony przez okupanta, wygnaniec, konstruktor wyklęty przez system II Rzeczpospolitej oraz PRL. A może nawet w szczególności przez ten drugi, bo w pierwszym jakoś się odnalazł w rolnictwie, a w drugim zapewne odnalazłby się, ale na Łączce.
Natomiast jego osoba może stanowić symbol dla wszystkich tych, którzy upatrują swoją ścieżkę życiową w pracy zamiast walce. Dla tych którzy chcą zerwać ze poglądem, że jesteśmy narodem, który przywykł strzelać do przeciwnika z brylantów. Dla tych, którzy dzisiaj siadają nad zbudowaniem autopilota, OSD, IMU, oprogramowania sterującego czy projektem kadłuba.
Bezzałogowce dziś są najbardziej dynamicznie rozwijającą się gałęzią lotnictwa. Można zaryzykować twierdzenie, że szał dronowy przewyższa szał samolotowy w latach dwudziestych ubiegłego stulecia. A to z uwagi na dostępność technologii. Siadając więc do projektów pamiętajmy o tym, że standard sterowania we współczesnych dronach stworzył Polak – właściciel patentu nr 15938.
Jerzy Rudlicki – Chwała Konstruktorom.