W bazie Ghazni w Afganistanie trwają ostatnie próby rozpoznawczych samolotów bezpilotowych Aerostar, które za kilkanaście dni mają one dołączyć do samolotów już wykorzystywanych przez polski kontyngent.
„Wykonawca przystąpił do prób silnikowych, po nich zaplanowano lot testowy. Myślę, że w ciągu najbliższych dni loty testowe się zakończą i przystąpimy do normalnych działań” – powiedział PAP ppłk Robert Jaroszuk zajmujący się wdrożeniem systemu Aerostar.
Po próbach wykonanych przez dostawcę wojskowa komisja sprawdzi, jak działają bezpilotowe samoloty i strona polska będzie mogła formalnie je przejąć. Według ppłk. Jaroszuka, Aerostary zaczną normalnie działać najpóźniej za dwa tygodnie.
Dwa zestawy średniego zasięgu Aerostar izraelskiej firmy Aeronautics Defense Systems wraz ze szkoleniem i wsparciem logistycznym MON nabyło w lutym ubiegłego roku. Koszt zakupu, dokonanego w ramach tzw. pilnej potrzeby operacyjnej, wyniósł blisko 90 mln zł. Jeden zestaw – cztery samoloty z optyką rozpoznawczą i dwie naziemne stacje ich sterowania – miał trafić do Afganistanu jesienią ubiegłego roku, drugi przewidziano do szkolenia w kraju. Obserwatorzy wyrażali wątpliwości, czy uda się dotrzymać tego terminu.
Obecnie polscy żołnierze w Afganistanie dysponują zestawami krótszego zasięgu Orbiter, od wiosny ubiegłego roku wykorzystują także dane z amerykańskich Predatorów i mniejszych od nich samolotów bezpilotowych Boeing ScanEagle.
Orbiter ma zasięg 15 km i kamerę pozwalającą na obserwację zarówno w dzień, jak i w nocy. Jeden zestaw, obsługiwany przez trzyosobową załogę, zawiera trzy samoloty. Od początku obecnej, ósmej zmiany, spędziły one w powietrzu ok. 150 godzin.
„W okolicy bazy Giro Orbiter pozwolił dostrzec kopiących dół pod minę pułapkę, w bazie Warrior wielokrotnie wskazywał miejsca, skąd ostrzeliwano bazę. W rejonie Karabach, w połączeniu z innymi środkami rozpoznania, pozwolił namierzyć spotkanie lokalnych przywódców talibów” – powiedział kpt. Marcin Romanek.
Charakterystyczną cechą ScanEagle jest to, że nie wymaga on pasa startowego – startuje z pneumatycznej katapulty. Pod koniec lotu chwytany jest na zwisającą z 15-metrowego wysięgnika linkę, o którą dzięki precyzyjnej nawigacji zaczepia się hak, umieszczony na końcu skrzydła. „Zespoły składają się z Polaków i Amerykanów – mechaników oraz operatorów, z których jeden jest dowódcą misji i analitykiem” – wyjaśnił operator tego bezpilotowego samolotu sierż. Wojciech Hantz.
„Operujemy wymiennie, raz Amerykanie, raz my. ScanEagle jest względnie mały, ale ma duży zasięg – około stu kilometrów. Jest cichy i może pozostawać w powietrzu do 10 godzin” – wymienił zalety tego aparatu sierżant Hantz, który sam od maja pilotując go „spędził w powietrzu” ponad 500 godzin.
ScanEagle jest wykorzystywany na całym obszarze prowincji Ghazni, za który odpowiada polski kontyngent. Obraz jest przekazywany centrom dowodzenia, także dowódcy patroli otrzymują podgląd tego, co się dzieje przed nimi.
„Nie trzymamy się nad patrolem, przeszukujemy drogę na kilka kilometrów przed nim. Sprawdzamy, co się dzieje na drodze i po bokach, czy jest przejezdna, czy nie zbiera się ktoś podejrzany” – opowiada Hantz, który w listopadzie wykrył kilkanaście prób podkładania ładunków wybuchowych na drogach i urządzania zasadzki. Pozwoliło to w porę zatrzymać patrol. Także na poprzedniej zmianie bezpilotowe samoloty umożliwiły ostrzeżenie patrolu i zatrzymanie go lub zmianę trasy.
Aparaty te, jak wszystkie statki powietrzne, nie mogą jednak latać w złą pogodę – gdy pada śnieg, jest silny wiatr lub nisko wiszą chmury. Jednak zimowa pogoda krzyżuje plany także tym, którzy atakują siły ISAF. Sytuacja jest znacznie spokojniejsza odkąd w lutym spadł śnieg, a boczne drogi stały się grząskie i nieprzejezdne.
Z Afganistanu Jakub Borowski (PAP)