za skrzypczak.blog.interia.pl
„Współczesne, potencjalne pole walki, objęło swoim zasięgiem wszystkie dowolne miejsca na naszym globie i wokół niego. Doświadczenia ostatnich lat uczą, że przeciwnicy chętnie walczą ze sobą gdzie się tylko da, z wykorzystaniem zaawansowanych technologii.
Novum pojawiającym się w walce są różnego rodzaju roboty. Irak był miejscem, gdzie po raz pierwszy doszło do ich powszechnego użycia. Nie tylko w skali taktycznej, ale i operacyjnej.
Roboty działały na korzyść wojsk na lądzie, na morzu i w powietrzu. Głównie wykorzystywano je do zadań rozpoznawczych, tak w dzień, jak i w nocy. Po raz pierwszy użyto bezpilotowce do wykonywania uderzeń na wybrane obiekty za pomocą pocisków kierowanych. Roboty inżynieryjne usuwały miny i miny-pułapki.
Również i my, w ramach Polskich Kontyngentów Wojskowych, zaczęliśmy stosować roboty. I widząc ich skuteczność, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że im więcej robotów na polu walki, tym mniej żołnierzy i mniejsze straty w stanie osobowym. I to jest istota filozofii obecności robotów w „szeregach profesjonalnej armii”. Nie jest niczym odkrywczym sformułowane cztery lata temu stwierdzenie: „w USA urodził się ostatni pilot”, dające do myślenia nie tylko pilotom.
Na polu walki obserwujemy początek rewolucji, w której my występujemy w roli trzecioplanowej. Wyścig trwa a czołówka oderwała się od nas. Podglądamy, chętnie za granicą kupujemy, niestety niekoniecznie z górnej półki…”
To fragment wpisu na blogu gen. Waldemara Skrzypczka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych. Jakkolwiek dotyczy on wykorzystania całego spektrum robotyzacji pola walki, to zaznaczyć należy, iż to właśnie podczas sprawowania przez niego funkcji dowódcy Wojsk Lądowych, powstały polskie jednostki specjalne, bezzałogowych statków powietrznych.
Wpis powstał przed przekazaniem dwóch systemów typu FlyEye dla Sił Specjalnych, co stanowi kolejny krok, (po użytkowaniu systemu MD4-200, firmy Microsystems, do badania wypadków lotniczych) w przełamywaniu dotychczasowego monopolu systemów izraelskich, w naszych Siłach Zbrojnych.
Nie można jednak zgodzić się ze stwierdzeniem „w USA urodził się ostatni pilot”. Dopóki będą unoszące się w powietrzu samoloty czy śmigłowce, będą istnieli piloci. Co prawda miejsce ich przebywania cokolwiek się przesunie, ale odpowiedzialność za lot i statek powietrzny pozostanie taka sama. Zresztą, nie inaczej było, kiedy w powietrzu zaczynały królować odrzutowce. „Dziś nie ma już prawdziwych pilotów, tylko ludzie w ładnych mundurkach, którzy obsługują komputery, nigdy nie dotknęli silnika, nigdy nie słyszeli odgłosu Spitfire’a, nigdy nie wyszli z korkociągu poniżej tysiąca stóp…” – te słowa najlepiej chyba charakteryzują ewolucję lotnictwa, której bezzałogowce sa naturalnym etapem.