„Afera” z Euro Hawkiem wywołała lawinę komentarzy, w tym także w Polsce. Niektóre z nich wieszczyły nawet koniec programu AGS, jak np. TUTAJ.
Jednakże w lawinie słów, analiz i żalów (lub radości w zależności od punktu widzenia) wylanych nad bezzałogowcem oraz sytuacją ministra obrony RFN, trudno doszukać się pewnego arcyciekawego aspektu. Otóż… Oficjalnie powodem rezygnacji z EuroHawka mają być wysokie koszty dopuszczenia do poruszania się w przestrzeni powietrznej Niemiec (certyfikat), a głównym zarzutem w stosunku do ministra obrony – brak działań mimo wcześniejszej wiedzy na ten temat.
Rodzi się jednak pytanie, czy Euro Hawk nie jest przypadkiem wojskowym statkiem powietrznym? Patrząc na historię jego powstania i planowane przeznaczenie, wygląda na to, że jest. W tym kontekście nie podlegałby jurysdykcji EASA (European Aviation Safety Agency). A właśnie ta agencja pojawia się, w komentarzach, jako organ uzależniający wykonywanie lotów od uzyskania certyfikatu (koszt oceniony na 500-600 mln Euro).
Jeśli jest to wojskowy statek powietrzny, to i minister obrony nie ma sobie nic do zarzucenia. Prawdopodobnym jest więc, że EuroHawki pojawią się jednak na niebie, całkowicie legalnie – jako statki powietrzne lotnictwa państwowego. A jeśli tak się stanie, to tzw. afera Euro Hawka, ma szansę być zaliczona do kategorii afer sztucznie dętych.