Przez kraj przebiegła wiadomość: „Polska Agencja Prasowa, zakupiła pierwszego w Polsce drona, który wykorzystywany będzie do robienia zdjęć.”
Przy dokładniejszym zbadaniu, okazuje się, że PAP nie będzie miała drona, a będzie oferować materiał wykonany za jego pomocą. Jak należy domniemywać, chodzi o zdjęcia i filmy robione z powietrza.
http://www.press.pl/newsy/prasa/pokaz/41978,PAP-bedzie-miala-zdjecia-robione-z-drona-
http://biznes.onet.pl/pap-bedzie-miala-zdjecia-robione-z-drona,18490,5537708,news-detal
Stwierdzenie o pierwszym takim dronie (Newsweek) w Polsce, pomińmy. W sytuacji kiedy takowy sprzęt jest do kupienia w wolnej sprzedaży, od kilku dobrych lat (i jeszcze w warunkach poprzedniego stanu prawnego wykorzystywany do robienia zdjęć i filmowania), byłoby to nieuzasadnione czepialstwo.
Nad kilkoma poważnymi sprawami warto się jednak zatrzymać.
Po pierwsze. Jak podają komunikaty, „…PAP będzie oferowała klientom zdjęcia i filmy robione z bezzałogowego ortokoptera…”. Jeżeli mowa jest o klientach, to domniemywać należy, że nie będzie to robione za darmo. A więc cel wykorzystania sprzętu latającego nie będzie ani rekreacyjny ani sportowy, tylko wyraźnie zarobkowy. W takim wypadku, operator (pilot) musi się wykazać świadectwem kwalifikacji operatora bezzałogowego statku powietrznego. Tymczasem, na chwilę obecną, takich świadectw nikt nie wydaje, ze względu na to, że system szkolenia do uzyskania tego dokumentu, jest dopiero tworzony.
W tym kontekście, zwrócić należy uwagę, że dronem nie można latać w odległości mniejszej niż 5 km od granicy lotniska. W przypadku Warszawy, obejmuje to prawie połowę jej lewobrzeżnej części. Odległość ta może zostać przekroczona za zgodą zarządzającego lotniskiem. Który zarządzający jednak, zgodzi się na takie loty, skoro świadectwa kwalifikacji, nie są wydawane? Jest to oczywiście możliwe, z tym, że zdecydowałby się w ten sposób na konsekwencje w razie jakiegokolwiek zdarzenia z udziałem drona.
Druga sprawa, to widoczne na niektórych zdjęciach (Newsweek) gogle, wiszące na szyi człowieka z konsolą (prawdopodobnie pilota). Domniemywać należy, że w czasie lotu ma on zamiar zakładać je na oczy. Takie działanie byłoby wystąpieniem przeciwko „Rozporządzeniu w sprawie wyłączenia zastosowania niektórych przepisów ustawy – Prawo lotnicze, do niektórych rodzajów statków powietrznych…..”, którego załącznik nr 6 wyraźnie precyzuje, że lot ma się odbywać w warunkach VLOS, czyli w polu widzenia operatora (pilota) oraz w sposób uniemożliwiający uniknięcie kolizji z innym użytkownikiem przestrzeni powietrznej. Należy wątpić, czy operator drona będzie w stanie zapewnić oba te warunki, mając na oczach gogle. Szczególnie, że warunkiem koniecznym dla tego drugiego, jest stała, szeroka obserwacja sytuacji w przestrzeni powietrznej, dookoła statku powietrznego.
Dodatkowo. Operator (pilot) drona, wg tego co zostało napisane na cytowanych serwisach (np. press.pl), pracuje dla PAP Foto na wyłączność, a materiał ma być sprzedawany przez Agencję. Mogłoby to oznaczać, że PAP Foto użytkuje statek powietrzny (wraz z pilotem). Przy takiej interpretacji, Agencja wyczerpywałaby definicję „operatora statku powietrznego” zawartą w rozporządzeniu nr 3922/91/WE. W ten sposób automatycznie zostałaby objęta obowiązkami wynikającymi z załącznika III tego rozporządzenia, a tym samym – konsekwencjami zawartymi w ustawie „Prawo lotnicze”.
Ciekawe czy podniosła się temperatura wśród załóg śmigłowców reporterskich wykorzystywanych przez telewizje Polsat News i TVN 24. Możliwym jest przecież, że i reporterski dron i reporterskie śmigłowice mogą się znaleźć nad tym samym wydarzeniem ciekawym dla mediów, co gorsza – w tym samym czasie i na tej samej wysokości, słowem… w tym samym punkcie.