Ostatnie chwile drona 07-3249. „Och to była ziemia”.
Jak brzmią słowa pilota, wartego trzy miliony dolarów, samolotu bezzałogowego w momencie katastrofy? „Och, to była ziemia”. Tak wynika z raportu na temat wypadku drona MQ-1 Predator w Dżibutti.
za tvn24.pl
Bezzałogowiec wracał 17 maja 2011 roku do amerykańskiej bazy Camp Lemonnier z nieujawnionej w raporcie misji, co prawdopodobnie oznacza nalot w Jemenie, z jedną rakietą Hellfire.
Maszyną sterował zdalnie pilot, który wylatał na Predatorach już ponad 800 godzin, a wspierał go operator sensorów i uzbrojenia z nalotem ponad tysiąca godzin na MQ-1.
Wszystko przebiegało bez większych problemów, do momentu, gdy piloci zaczęli zbliżać się do lądowania w Dżibuti. Zbliżała się północ, a nad lotniskiem zalegały gęste chmury, co znacząco utrudniało manewr. Załoga musiała lądować opierając się o obraz z kamery na podczerwień. Na ich nieszczęście, połączenie wilgotności w powietrzu i odpowiedniej temperatury, doprowadziło do jej dokumentnego zaparowania.
Śledczy udostępnili zapis rozmowy załogi z ostatnich dwóch minut lotu.
Operator: – Stary, spójrz na obraz z kamery. Nic nie mogę z tym zrobić, no nic. Właśnie ją zresetowałem.
Pilot: – OK.
Operator: – Spróbujmy jeszcze raz.
Pilot: – No. Zobaczymy, czy zmusisz to do działania. Zakładam, że będziemy na tym lądować.
Operator: – Serio, tak jakby coś było w powietrzu. Kamera jest kompletnie …………..
Tu załoga wykonała procedury niezbędne przed lądowaniem i otrzymała zgodę kontroli.
Operator: – Stary, serio, praktycznie nie mam obrazu. Kamera jest całkowicie zepsuta. Dasz radę z tym wylądować?
Pilot: – W razie czego odejdę na drugi krąg, jak nic nie zobaczę.
Operator: – Na jakiej jesteśmy wysokości?
Pilot: – Och, to była ziemia. To była ziemia…
Jak ustalili śledczy, poza niesprzyjającą pogodą, która faktycznie uczyniła kamerę nieprzydatną, zepsuł się też odbiornik GPS. W rezultacie załoga otrzymywała błędne wskazania wysokości. Poza problemami technicznymi, śledczy skrytykowali też samą załogę. Obaj lotnicy mieli się nadmiernie skoncentrować na obrazie z kamery i nie dość uważnie zajmować się kontrolą położenia drona w przestrzeni.
W efekcie MQ-1 po prostu wleciał w ziemię niedaleko przed pasem startowym w Camp Lemonnier i uległ całkowitemu zniszczeniu. Na szczęście trafił w teren niezabudowany i nikt nie ucierpiał.
Źródło TUTAJ
Jak się mawia w środowisku? „Piloci bezzałogowców dzielą się na tych którym maszyna spadła i na tych których to czeka”. Pod tym względem operatorzy mają lepiej.
Zdj.:USAF/tvn24.pl
Opr. washingtonpost.com